Eleonora Duse
Przyglądam się zdjęciom teatralnym z końca XIX i początku XX
wieku, wiedząc, że zostały one zrobione nie na scenie, ale w fotograficznym
atelier. Aktorzy przynieśli kostiumy, rekwizyty, postawiono jakieś tło
fotograficzne, a przede wszystkim przenieśli z teatru swoje pozy. Istnieje dla mnie zbieżność pomiędzy pozowaniem do
zdjęcia i pozowaniem do publiczności i wyobrażam sobie, że teatr XIX-wieczny
właśnie na takim pozowaniu polegał. "Pozy! Przybierzcie pozy: litość, zmęczenie,
moment grozy!" - woła Reżyser w "Wyzwoleniu" Wyspiańskiego.
Reżyser - no właśnie: teatrolodzy zastanawiają się, czy w XIX
wieku taka, podobna do współczesnej, funkcja reżysera istniała i na czym
polegała. Ale w fotografii atelierowej była funkcja reżysera, ustawiającego
postaci na zdjęciu (a konkretnie ich spojrzenia) i taka osoba nazywała się
pozerem właśnie i nie była to ta sama osoba, która uruchamiała spust migawki.
Pozować - to znaczy trwać nieruchomo przez czas jakiś
(nawet kilka sekund) z wyrazistym gestem i równie wyrazistym spojrzeniem wobec
obiektywu aparatu. Wyobrażam sobie, że
takie pozowanie zostało przeniesione do atelier wprost z teatru - aktorzy
grając, pozowali. Wejście na scenę - zastygnięcie w pozie (oklaski), jakiś ważny
tekst mówiony w niezmiennej pozie w światłach rampy - też oklaski. I pozy trwać mogły dość długo.
Źródło: Juliusz Tenner, O twórczości aktorskiej, Lwów, b.r.
Ważne było światło rampy - osłonięte źródła światła
(najpierw świece, potem światło gazowe, potem łukowe, aż w końcu żarówki
elektryczne) oświetlające z dołu twarze aktorów, a w szczególności ich
najważniejszy środek ekspresji - oczy. Malutkie, ledwo widzialne refleksy
światła odbijały się w źrenicach aktorów - a rampa czyniła nieprzekraczalną,
acz niewidzialną granicę pomiędzy światem iluzji i pozowania a publicznością,
czyli czułym fotograficznym aparatem, przed którym pozowano. Zresztą dolne
rampy były też stosowane w fotograficznych studiach.
Ale przyszedł naturalizm, rampa poszła precz, a w jej
miejsce wprowadzono czwartą ścianę, przeźroczystą, ale istniejącą. A aktorzy
mieli nie pozować, tylko zachowywać się naturalnie - na przykład, jak w życiu, odwracać
się tyłem do ściany (także tej czwartej) - co zresztą z początku wywoływało
protesty widowni, sprowadzonej do roli podglądacza. A scena stała się po prostu
dziurą, przez którą można było podglądać czyjeś dramaty. Co było
wielkim postępem w sztuce teatru.
Wiesław Hołdys
Helena Modrzejewska jako Ofelia w "Hamlecie" - zdjęcie Walerego Rzewuskiego, Kraków, 1867 r.