Mogę zaryzykować stwierdzenie, że
szczęśliwcami byli ci, którzy słonecznego 14 września 2016 znaleźli się na
dziedzińcu Muzeum Archeologicznego w Krakowie i uczestniczyli w jedynej prezentacji
„Bitwy naprzeciw wolności – akcji wraz z koncertem”. Pokaz stanowił efekt pracy
warsztatowej aktorów i studentów Konserwatorium Teatralnego w Lyonie związanych
z Theatre des Asphodeles oraz aktorów, muzyków i stażystów Teatru Mumerus.
Na co dzień współpracuję z
Mumerusem, dobrze znam jego estetykę i – nie ma co ukrywać – jest mi ona
bardziej niż bliska. Tym bardziej cieszy więc, kiedy mam okazję zobaczyć finał
pracy, w której nie uczestniczyłam. A potem przyznać, że wciąż potrafią mnie
zaskoczyć i oczarować. Zupełnie tak jak 9 lat temu, kiedy spotkaliśmy się po
raz pierwszy. Ten tekst proszę zatem potraktować raczej jako rodzaj notatek na
marginesie niż recenzję wielce obiektywnej recenzentki.
Punktem wyjścia dla
polsko-francuskiej „Bitwy naprzeciw wolności” z jednej strony jest Kantorowska idea ambalażowania, z drugiej zaś
dwa (a właściwie trzy, ale o tym później) słynne obrazy, rozpoznawalne nawet
przez umiarkowanych ignorantów malarstwa.
Termin ambalaż (z francuskiego emballage
– opakowanie) na dobre zadomowił się w historii sztuki XX wieku i inspiruje do
dzisiaj. Ambalażowanie jako działanie opiera się na pewnym paradoksie, który
zresztą świetnie w swoich projektach artystycznych objawiał Tadeusz Kantor.
Chodzi mianowicie o to, że opakowanie rzeczy, człowieka lub nawet abstrakcyjnej
idei pozwala na głębsze odkrycie. Obiekt
pakowany/opakowany/zapakowany zostaje wyabstrahowany z ciągu innych rzeczy czy
pojęć, opakowanie tyleż zasłania, co wyostrza jego formę, ramy czy
właściwości. Poprzez ambalażowanie można
rozumieć też wzmocnienie namysłu nad danym obiektem. Ale ważne, że dzieje się
to bardziej w praktyce niż w sferze teorii.
Historię danego kraju najpełniej
opowiada jego dziedzictwo kulturowe, szczególnie to wizualne, bo stary, dobry
koncept Bibli pauperum całkiem nieźle sprawdza się i w naszym,
obrazkowym XXI wieku. Pamiętajmy jednak, że oryginalny obraz to jedno, a
subiektywna pamięć o nim – drugie. I właśnie do tego drugiego odwołają się
twórcy ambalażu „Bitwa naprzeciw wolności”, kiedy będą pakować nasze
wyobrażenia o dwóch słynnych obrazach, nierozerwalnie związanych z historią
Polski („Bitwa pod Grunwaldem” Jana Matejki) i Francji („Wolność wiodąca lud na
barykady” Eugene Delacroix).
Jednak aby dobrze coś zapakować,
trzeba najpierw bardzo starannie przyjrzeć się całemu swojemu dobytkowi,
pogrupować go i dokonać pewnej selekcji. Wie to chyba każdy, kto groźbami i
argumentami siły próbował zamknąć walizkę uparcie odmawiającą współpracy. Wie o
tym i Teatr Mumerus, rozbierając wspomniane obrazy na czynniki pierwsze tak,
aby pakowanie było poręczne.
Akcja
rozpoczyna się na dziedzińcu Muzeum Archeologicznego, kiedy wbiega tam, a
właściwie galopuje, Kobieta z Koniem. To znaczy konia wcale nie ma, ale kobieta
wraz z krzesłem została owinięta szarym papierem tak, że nie sposób tego
zwierzęcia tam nie zobaczyć. Następnie pojawia się cała galeria bardziej lub
mniej szemranych person– mamy Wielkiego Gimnastyka i Jego Bagaż, choć
właściwie proporcje można tu odwrócić na Wielki Bagaż i Jego Gimnastyka,
ponieważ postać jest tak objuczona walizkami, walizeczkami, torbami i sakwami,
że wydaje się drugorzędna wobec rzeczy, które dźwiga. Gimnastyk uprawia przy
tym gimnastykę historyczno-artystyczną, co należy rozumieć jako obsesyjne
ćwiczenie póz z „Bitwy...” Matejki – raz jest Księciem Witoldem, raz Wielkim
Mistrzem Krzyżackim odpędzającym się od Litwinów. Gimnastyk podpiera się
drewnianą kulą, co przywodzi na myśl skojarzenia z kalekami i tułaczami
wojennymi. Skojarzenia te wzmacnia jeszcze kuśtykająca Kobieta Łucznik, zamiast
łuku dzierżąca co prawda wieszak, z którym zresztą złączy się na dobre,
wieszając na nim swoje ciało niczym ubranie. Jej głowa, z wyjątkiem oczu i ust,
jest szczelnie obandażowana (lub raczej – opakowana), co w dyskretny sposób przypomina
jak kruche jest ciało, szczególnie to zmuszone brać udział w wojnie.
Sytuacja
na dziedzińcu zagęszcza się, dziwaczne postacie pojawiają się i znikają.
Dołącza do nich Mężczyzna z Drzwiami, który w zapamiętaniu powtarza sobie tylko
znaną sekwencję gestów. Fragment
reprodukcji obrazu Matejki naklejony na drzwi podpowiada do jakich póz odwołuje
się mężczyzna, lecz wydaje się, że pole interpretacji można tu poszerzyć nie
tylko do przywódców spod Grunwaldu, ale wręcz do archetypu wielkiego przywódcy,
szczególnie przywódcy-szaleńca za którym tłumy pójdą na pewną śmierć. To także
kolejna postać definiowana przez rzecz i bez rzeczy nieistniejąca – mężczyzna
jest udrzwiony na amen. Mniej więcej równolegle do pojawienia Mężczyzny z
Drzwiami wyłania się Niewiasta z Ramą. To figura zdegradowana,
ucharakteryzowana tak, jakby właśnie wykopano ją z ziemi w trakcie rozkładu i
gnicia ciała. Obserwujemy ją często zza ramy obitej drobną siateczką, którą
zasłania się niczym drewnianą kratką konfesjonału. W ręku ma różaniec, a przez
szyję przewieszony obrazek ze Świętym Stanisławem ze Szczepanowa, co stanowi
kolejne nawiązanie do dzieła Jana Matejki. Kobieta w zapamiętaniu, z nabożną
starannością pakuje reprodukcje „Bitwy...” w przezroczystą folię. Czynność tę
powtarza kilka razy, choć pakowanie to wydaje się trwać bez końca i początku w
koncepcji czasu kulistego.
Przy
działaniach tak unikatowych jak polsko-francuski projekt szalenie istotną rolę
gra także kontekst prezentacji. A w tym przypadku rzeczywistość okazała się
niezwykle przychylna sztuce – pokaz odbywał się akurat w czasie prac
remontowych na dziedzińcu Muzeum. Tłem dla ambalażu był więc inny „ambalaż” – rusztowanie
i przysłaniające je siatki ochronne, co tylko podkreślało wiekowość tych murów.
Chwilami miałam nawet wrażenie, że rusztowanie zaplanowano dużo wcześniej jako
ważny aspekt scenografii przygotowanej do pokazu. To jednak nie przypadek, czy
moja subiektywna interpretacja, ale odwrócenie zasady iluzyjności teatru na
rzecz obserwacji i włączania otaczającej przestrzeni w obręb kreacji
artystycznej. Innym przejawem wyczucia twórców na współgranie z otoczeniem było
oklejenie papierem samochodu, który w pewnym momencie jak gdyby nigdy nic
(dosłownie!) wjechał w akcję. Papier zniekształcił pierwotną formę auta i
utrudniał odgadnięcie jego marki, a tym samym sprowadza je do podstawowej
funkcji – do jeżdżenia. W środku ukryci byli muzycy, a przez uchylone okno
wysuwała się część puzonu. Muzyka, a właściwie instrument, stał się kolejnym
uczestnikiem ambalażu.
Warto w tym miejscu wspomnieć o
jeszcze jednym, bardzo ważnym bohaterze, którego nie wymienia się w spisie osób
biorących udział w projekcie. Mowa o szarym papierze, pojawiającym się podczas
akcji w naprawdę dużych ilościach. Oprócz walorów wizualnych i skojarzeń z
pakowaniem, papier miał niewątpliwe liczne zalety dźwiękowe. Dźwięk targania,
rwania, czy szelest zgniatania dosyć sztywnej materii składał się na
nieprzewidywalną, dynamiczną melodię, choć była ona jednocześnie raczej
pogłosem niż pierwszym planem dźwiękowym. Niczym reminiscencja hałasu bitwy lub
walki ulicznej, ale wyciszonej, bo wyczytanej z książki lub widzianej kiedyś na
obrazie.
Opisane powyżej
działania koncentrowały się wokół ambalażowania Bitwy pod Grunwaldem, a
za ich przygotowanie odpowiadali polscy uczestnicy. Część francuska miała
miejsce w ogrodzie należącym do Muzeum Archeologicznego. Ambalaż Wolności
wiodącej lud na barykady cechował się o wiele większą dynamiką, na co
ogromny wpływ miała muzyka wykonywana na żywo w głębi ogrodu – pozbawiona cech
ilustracyjnych wobec akcji, niezależna, a jednak doskonale spójna. Ta część
pokazu opierała się, upraszając, na pomyśle wielkiej gonitwy postaci z
obrazu Delacroix, aby je zapakować we
wspomniany już szary papier. Goniącymi były trzy kobiety, od stóp do głów w
czerni. Ich status trudno jednoznacznie zidentyfikować – może to wiedźmy, może
Mojry rodem z mitologii greckiej, albo wdowy, który na paryskich ulicach
zbierały ciała swoich mężów poległych za rewolucję. Uciekali zaś – dwaj młodzieńcy, w tym jeden w czapce
gawroszce oraz centralna postać z obrazu, Marianne,
personifikująca wolność. Szaleńczy bieg budził skojarzenia z dziecięcymi
zabawami, które obserwuje się z boku, nie uczestnicząc w nich. Po pewnym czasie
pomiędzy rozbieganymi postaciami Delacroix zaczęły snuć się bohaterowie
Matejki. Trochę tak, jak podczas naprawę długiej wizyty w muzeum, kiedy
eksponaty barokowe mieszają się już z sztuką popartu.
Koniecznie trzeba podkreślić, że
twórcy dali widzom wolną rękę w kwestii odbioru, a sama prezentacja ambalażu
przypomina sposób, w jaki ogląda się dzieła sztuki w muzeum. Nawet mimo
strategii kuratora danej wystawy, to my, oglądający, ostatecznie decydujemy o
kierunku i czasie zwiedzania. Tym samym to my symbolicznie ustalamy wartość jednego
dzieła nad drugim. Czasem działamy i wybieramy bardzo świadomie, bo
przygotowaliśmy się do wystawy i mamy pewne kompetencje kulturowe. Czasami o
podejściu do tego czy innego obrazu decyduje impuls. Tak samo dzieje się w
przypadku „Bitwy naprzeciw wolności”. Tradycyjne przyzwyczajenia odbiorcze
trzeba zostawić w teatrze, bo tu rządzą już inne prawa. Twórcy ambalażu
całkowicie rezygnują z myślenia o dominującym centrum na rzecz koncepcji
równowartościowych punktów. Akcja dzieje się symultanicznie, jeśliby szukać
jakichś nawiązań do strategii teatralnych, to chyba najbliżej byłoby do
średniowiecznego misterium z mansjonami. Jeszcze raz sugeruję jednak ucieczkę
od myślenia o teatrze w kierunku sztuk plastycznych, gdzie od porządku
fabularnego ważniejsza jest spójna kompozycja, choćby poszczególne elementy
pozornie w ogóle do siebie nie pasowały.
Na marginesie całego absurdu i
szaleńczej gonitwy skojarzeń ambalaż jest także głosem w sprawie bezsensowności
jakichkolwiek wojen czy konfliktów, gdzie w ramach abstrakcyjnej idei giną
niewinni, przypadkowi ludzie. Francuscy aktorzy wypisywali na papierze pakowym
daty: 1939, 1830, 1789, 1968. To coś
więcej niż zwykłe liczby – są wymowne,
nie wymagają komentarza, stoją za nimi dramatyczne historie, przemoc i strach.
Wspomniałam też o trzecim obrazie.
Chodzi o parodystyczną interpretację osławionego dzieła Matejki – „Bitwę pod
Grunwaldem Jana Matejki” Stanisława Wyspiańskiego. Ten ostatni upraszcza
monumentalny obraz Matejki do plątaniny czarnych linii, które to doskonale
oddają dynamikę oryginału. Koncept autora „Wesela” zostaje wcielony w życie
przez twórców ambalażu.
Aktorzy rozciągają na trawniku
linę, a następnie układają ją w esy-floresy zbliżone do szkicu Wyspiańskiego.
Jeśli akurat sytuację tę obserwowało się z twarzą zwróconą na południe, to tłem
dla działania artystycznego był Wawel.
Twórcza interpretacja pomysłu Wyspiańskiego stanowi ostatnią sekwencję
akcji. Zamyka i podsumowuje poniekąd
całość. Ale też otwiera – tym gestem artyści mówią nam przecież, że dialog w
sztuce nie ma końca, tylko trzeba być uważnym podczas opakowywania danego
obiektu czy idei we własne pomysły. Zawsze bowiem pojawia się ryzyko
pozbawionego sensu upychania, gdy zabraknie już cierpliwości i pokory. „Bitwy naprzeciw wolności” to jednak
absolutnie nie dotyczy.
Agnieszka Dziedzic
„Bitwa
naprzeciw wolności – akcja wraz z koncertem”
Kierownik projektu: Wiesław Hołdys
Udział wzięli: Michał Braszak, Katarzyna Fijał, Joanna Gałdecka, Monika Gigier, Anna Lenczewska, Alicja Margolin, Marcin Kapusta, Jan Mancewicz, Gertruda Szymańska, Bartłomiej Zdeb (Kraków) , Léna Génin, Ivan Grevesse, Romain Mas, Charlotte Piechon, Lisa Robert, Elina Nigil (Lyon)
Udział wzięli: Michał Braszak, Katarzyna Fijał, Joanna Gałdecka, Monika Gigier, Anna Lenczewska, Alicja Margolin, Marcin Kapusta, Jan Mancewicz, Gertruda Szymańska, Bartłomiej Zdeb (Kraków) , Léna Génin, Ivan Grevesse, Romain Mas, Charlotte Piechon, Lisa Robert, Elina Nigil (Lyon)
Pokaz: 14 września 2016, Muzeum
Archeologiczne (plener), Kraków, ul. Senacka 3
Wydarzenie w ramach projektu „Artyści Teatrów – transfer wiedzy, transfer idei” w ramach współpracy pomiędzy Województwem Małopolskim a Regionem Rhone-Alpes (Francja) - współfinansowanego przez Województwo Małopolskie
Wydarzenie w ramach projektu „Artyści Teatrów – transfer wiedzy, transfer idei” w ramach współpracy pomiędzy Województwem Małopolskim a Regionem Rhone-Alpes (Francja) - współfinansowanego przez Województwo Małopolskie
Zdjęcia - Bartosz Głowacki - Studio Poza Kadrem. Więcej zdjęć - kliknij tu
Zdjęcia Wiesława Hołdysa - kliknij tu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz