U podstaw Teatru Mumerus leży założenie, że nie wystawiamy
napisanych dla sceny dramatów, lecz szukamy różnych źródeł inspiracji. Jednym z
oczywistych takich źródeł jest malarstwo - choć to i przyznać muszę, że nie
lubię tzw. teatru plastycznego polegającego na bezpośrednim przekładaniu
obrazów na scenę. Bardziej interesuje mnie odnajdowanie napięć pomiędzy
kolorem, formami, kształtami znajdującymi się na płaszczyźnie obrazu i
przełożenie tego na dramatyczną formę teatralną.
W roku 2006 wraz z berlińskim teatrem "Der Grűne
Hunde" zrealizowaliśmy w Centrum Kultury PUMPE w Berlinie (potem
pokazaliśmy go w Krakowie) spektakl pod wszystko tłumaczącym tytułem
"Obrazy". Był to cykl warsztatów z młodzieżą polską (głownie z XXI LO
w Krakowie) oraz młodymi, niemieckimi
aktorami z "Zielonego Psa". Prowadziłem warsztaty i powstały w
ich wyników spektakl reżyserowałem wespół z włoskim reżyserem zamieszkałym w
Berlinie, Roberto Valentinim. Zasada była prosta: jeden obraz - jedna etiuda.
Zauważyłem, że ciekawiej jest, kiedy nie stara się przenieść bezpośrednio
obrazu na scenę - tak jak w formie "żywego obrazu", tylko wtedy,
kiedy obraz uruchamia wyobraźnię. Z nagraniem etiudy inspirowanych obrazem
Paula Klee "Analiza rozmaitych perwersji" można zapoznać się tutaj: a etiudą inspirowaną obrazem Rene Magritte'a tutaj:
Jedna etiud została zainspirowana obrazem Witolda
Wojtkiewicza "Cyrk" (zobacz) i
to stało się początkiem pracy nad następnym projektem.
Witold Wojtkiewicz to polski malarz, żyjący na przełomie
wieku XIX i XX. Urodził się niezdolny do życia, potem jakoś przywrócono do
żywych, ale obarczony nieuleczalną wadą serca żył w cieniu śmierci, która
zabrała go w wieku 29 lat. Jeden z moich ulubionych malarzy, nie ma sensu pisać
więcej - jeśli ktoś nie zna tego nazwiska, to niech go pozna; najlepiej poprzez
lekturę dwóch pasjonujących książek o nim: Jerzego Ficowskiego "W
sierocińcu świata" i Wiesława Juszczaka "Wojtkiewicz i nowa
sztuka". Lektura owych książek towarzyszyła mi przez cały czas pracy nad
projektem, o którym piszę poniżej.
Patrząc na obrazy Witolda Wojtkiewicza mam wrażenie, że
postaci na nich namalowane uczestniczą w jakiejś błazenadzie, wygłupie nawet,
przechodzącym w obrzęd, którego zasad nie znamy, a który fascynuje i wciąga -
tak jak na obrazie "Medytacje", którego płaszczyzna, podzielona na
połowę przedstawia postaci młodych
ludzi, właściwie dzieci jeszcze, w pozach medytowania, z głowami opartymi na
dłoniach, w kapeluszach podobnych do tortów - z tym, że jedna grupa postaci ma
kapelusze i ubrania białe, a druga czarne.
Na wielu obrazach Wojtkiewicza postaci ludzi mieszają się z postaciami
lalek, spajając się w jednorodną formę, gdzie kondycja ludzka jest tożsama z
kondycją lalki.
Częstą formą przestrzenną w obrazach Wojtkiewicza jest
krąg. Ale nie jest to krąg z obrazów
działającego w tej samej epoce
Malczewskiego "Błędne koło" czy też "Melancholia" -
bogaty, pełen symbolicznych postaci. U Wojtkiewicza jest to krąg biedny,
podrzędny, zaludniony postaciami znajdującymi się na krawędzi wegetacji. U
Wojtkiewicza wyjście z tego z tego kręgu
to namalowane gdzieś w głębi drzwi, brama do świata wyobraźni. "To, co
dzieje się za drzwiami jest o wiele ważniejsze, niż to co dzieje się w środku
pokoju" - powiedział Tadeusz Kantor mówiąc o w Wojtkiewiczu w wywiadzie
udzielonym Krzysztofowi Milklaszewskiemu. Jednym z podstawowych przedmiotów na
obrazach Witolda Wojtkiewicza jest też karuzela, a także na konie na
biegunach, wózki dla lalek, czy
platformy na kółkach. I to nasunęło mi myśl, że w przyszłym spektaklu jak
najwięcej rzeczy na scenie powinno się kręcić - jak karuzela na jarmarku, jak
koło Fortuny, albo nawet jak średniowieczny taniec śmierci.
Kolory na obrazach Wojtkiewicza bywają wyblakłe, bywa, że
pojawia się na nich namalowana bielą na białym płótnie postać, które sprawia wrażenie,
jakby za chwilę obraz miał ją wessać, jakby miała się roztopić w materii
płótna. Ale zdarza się też agresywny
oranż - kolor obłędu. "Ten oranż taki czerwonawy występuje w snach wariata. Ja mam takiego swojego
ucznia, który jest wariatem i przebywa często w Kobierzynie. Otóż on maluje
obrazy bardzo piękne, tylko u niego przeważą to. To. To jest sen, który
przeważnie jest albo w czerniach, albo w
niebieskościach, albo tam w błękitach. U wariatów jest w czerwieni"
(Tadeusz Kantor).
Kiedy rozpoczynałem pracę nad
spektaklem wiedziałem już jaki ma być tytuł (nie zawsze tak jest): "CYRKI
I CEREMONIE WEDŁUG FANTAZJI WITOLDA WOJTKIEWICZA (odgrywane i odprawiane przez
wariatów na śniegu) albo KONSTRUKCJE DZIWACTW GENIALNYCH" (potem zostały
już z tego "Cyrki i ceremonie"). Tytuł zawierał w sobie część motywów
obecnych w spektaklu, zaczerpniętych zresztą z tytułów obrazów Wojkiewicza. Na
pierwszej stronie egzemplarza, który przygotowałem dla aktorów zamieściłem
wiersz Tadeusza Różewicza o Wojtkiewiczu, który w bardzo esencjalny sposób
zawarł istotę jego malarstwa :
„konie na biegunach
kwiaty śnięte
marionetki
klowni
umarłe lalki
w śmiertelnych koszulach
w białych czapkach
w kapturach
posypane popielcowym popiołem
cukrem pudrem
jak torty
z cukierni ciast trujących
powleczone wesołym różowym lukrem
aktorzy larwy
emeryci
jak czarne splatane nici
z osnowy wyprute
splątane niepotrzebnie
czekają na śmietniku
w kwietniku
na sąd ostateczny
Cyrk Wojtkiewicza”
I dopisałem jeszcze krótki cytat z Wisławy Szymborskiej: „Gdybym
w jednym nieudolnym zdaniu chciała streścić sens obrazów Wojtkiewicza,
brzmiałoby to mniej więcej tak: Życie jest krótkotrwałą utarczką, a ci, którzy
biorą w nim udział są tylko kolorowymi przebierańcami nicości...".
W scenariuszu jako kwestii (a właściwie ich strzępów) użyłem
fragmentów prozy modernistycznego pisarza Romana Jaworskiego "Historyje
maniaków". Autor przyjaźnił się z Wojtkiewiczem, który kolei ilustrował "Historyje.... W
spektaklu nie było czegoś takiego jak
fabuła wzięta wprost z opowiadań Jaworskiego, jego tekstów użyliśmy jak swego
rodzaju aforyzmów, jak na przykład:
"- Przyszły ustrój państwowy
musi się opierać na zasadach kabaretowych, gdyż państwo ma być wyrazem smutnego
zadowolenia z wesołego niezadowolenia.
- Cały świat musi przez nas oszaleć, zwariować.
- Czuję, że ja nie umiałbym zwariować. - To źle, musisz umieć w razie potrzeby. - Szubienice cierpią na melancholię przez nieustanną samotność. - Panowie, groza, całkiem widoczna w ogromnej czapie chodzi po ulicach. Poznałem ją osobiście."
- Cały świat musi przez nas oszaleć, zwariować.
- Czuję, że ja nie umiałbym zwariować. - To źle, musisz umieć w razie potrzeby. - Szubienice cierpią na melancholię przez nieustanną samotność. - Panowie, groza, całkiem widoczna w ogromnej czapie chodzi po ulicach. Poznałem ją osobiście."
Zaś sam Wojtkiewicz był również
utalentowanym pisarzem - satyrykiem, zbyt wczesna śmierć nie pozwoliła mu
rozwinąć i tego talentu. Niemniej jedna zachowało się kilka jego tekstów
publikowanych w pismach humorystycznych - kilka z nich wykorzystałem w
scenariuszu.
Określając przestrzeń sceniczną wyszedłem z założenia, że
skoro na obrazach Wojtkiewicza bardzo częstym motywem jest mur, lub coś, co
okala przestrzeń, w której odbywają się owe cyrki i ceremonie, coś, co tę
przestrzeń zamyka - to scenografia powinna się składać z półkoliście ułożonych
sztalug malarskich, przykrytych kawałkami materii w jaskrawych,
charakterystycznych dla obrazu „Fantazja” kolorach czerwieni i oranżu. W
środku: konik na biegunach, wózek dla lalek, jakaś platforma na kółkach.... Ale
wszystko to ma sprawiać wrażenie zamknięcia.
Rozpoczęliśmy próby z aktorami i z lalkami. Relacja lalka –
animator była podstawową relacją w tym przedstawieniu. Chciałem aby lalka (a
właściwie zabawka) stała się obrazem pamięci i osobowości aktora. Kupowałem masę
porcelanowych lalek w sklepie o pięknej nazwie "Wyspa Skarbów"
mieszczącym się w dawnym konie "Świt" w Nowej Hucie - stoiska z
różnego rodzaju skarbami jak właśnie lalki, naczynia, ramki do obrazów, meble
zwożonymi z całej Europy rozłożone były przed pustym ekranem na pochyłej sali
dawnej widowni. Lalki te charakteryzowała, ubierała i dopełniała różnymi
elementami Katarzyna Jędrzejczyk, która również stworzyła maski dla aktorów -
mając za wzór lalki i postaci z obrazów Wojtkiewicza. Zaś aktorzy (Olga
Przeklasa, Ewa Ryks, Robert Żurek i Karol Zapała) mieli upodabniać się do tych
lalek. Największym wyzwaniem było opanowanie tego momentu, gdy lalka przestaje
być animowana przez aktora i odłożona na
bok. Porzucona lalka na scenie, tak się różni od lalki animowanej od aktora, jak
różni się opalające na plaży ciało, od gnijącego na tej samej plaży i w tym
samym słońcu kawałka mięsa. Trup porzuconej lalki jest trupem do kwadratu.
Fot.: Sylwia Domin
Z aktorem Robertem Żurkiem, który jest także zapalonym
fotografem podczas prób fotografowaliśmy te lalki w różnych miejscach i
ustawieniach, głównie zresztą na sztalugach, które stały się jednym z
podstawowych elementów scenografii spektaklu. Jedno ze zdjęć Roberta stało się
podstawą do plakatu spektaklu, a fotografowanie służyło oswajaniu zasadniczej
materii spektaklu - jakim były lalki. Z Janem Polewką, którego wiedza i
wrażliwość plastyczna była nam bardzo pomocna przy pracy nad projektem
malowaliśmy i przemalowaliśmy w kółko sztalugi. Jan Polewka również namalował
plakat reklamujący cyrk użyty jako rekwizyt w spektaklu, a także tablice z
napisami.
Równolegle zrealizowaliśmy cykl warsztatów z młodzieżą -
każdy z nich kończył się prezentacją powstałego w ich wyniku spektaklu i każdy
pokazany był w innej przestrzeni. W Poznaniu, gdzie pracowaliśmy na zaproszenie
Centrum Sztuki Dziecka pokaz odbył się na wzgórzach Cytadeli, na mrocznym i
wilgotnym dziedzińcu, przed bramą fortu. W
Jaśle z kolei, gdzie pracowaliśmy na zaproszenie Jasielskiego Domu
Kultury pokaz odbył się w parku, a potem przenieśliśmy się do betonowych
pomieszczeń pod sceną, do tzw. bunkra. Z tego pokazu utkwił mi w pamięci dźwięk
lalki uderzającej o betonową podłogę. Na zaproszenie zmarłego niedawno Henryka
Pasiuta fragmenty powstającego spektaklu pokazaliśmy nawet w pociągu retro
relacji Nowy Sącz - Chabówka.
Materią dźwiękową był melanż czardaszy, dźwięków pozytywek i
różnego rodzaju młynków do kawy. Jeździliśmy z Robertem po pobliskich pchlich
targach szukając młynków wydających jak
najbardziej drażniące dźwięki - w końcu znaleźliśmy taki w Krzeszowicach.
Tak więc fotografowaliśmy lalki, jeździliśmy po targowiskach
i dziwnych sklepach, pokazywaliśmy fragmenty w różnych przestrzeniach,
malowaliśmy lalki i sztalugi - a same próby były jakby mniej ważne. To znaczy
odbywały się oczywiście, ale polegały głównie na zmaganiu z materią, a ściślej
rzecz biorąc - na nadaniu tej materii przynajmniej pozorów życia. "Zróbmy
to technicznie" - jak mawiała jedna z aktorek. I tak zagrali: bez żadnego wcielana się w postać, bez
przeżywania, skupiając się na działaniach: animowaniu lalek, zakładaniu i
zdejmowaniu masek, przesuwaniu sztalug, walce z monstrualnych rozmiarów
pomarańczową szmatą - z dobrym, moim zdaniem, skutkiem.
Premiera obyła się późną jesienią, porą roku tak
"wojtkiewiczowską". Tuż przed premierą wybrałem się na długi spacer
po okolicznych wsiach, gdzie na polach zebrałem trochę zeschniętej, jesiennej
roślinności, którą opletliśmy elementy scenografii. Młoda Polska, secesja,
dekadencja.
Przy okazji premiery "Cyrków i ceremonii" pokazaliśmy
spektakl warsztatowy w wykonaniu współpracującej z nami młodzieży (Monika
Michno, Maria Piątkowska, Monika Szczerba, Natalia Martini, Tomasz Puła) -
podczas tego spektaklu zestresowani młodzi wykonawcy potłukli porcelanowe
lalki, co dodało dodatkowej wartości prezentacji - jako że destrukcja i rozpad
jest także jednym z podstawowych tematów twórczości Wojtkiewicza. Zresztą - co
ciekawe - młodzież jako podstawowy temat swoich etiud wybrała zaczerpnięty z
obrazów Wojtkiewicza motyw wędrówki. Premierę i pokaz spektaklu warsztatowego
uświetnił wykład Jana Gondowicza o malarstwie Wojtkiewicza. Reportaż z premiery
można zobaczyć tutaj, wykład wraz z
fragmentami spektaklu młodzieżowego tutaj. Spektakl zagraliśmy przez pięć lat, kilkadziesiąt razy,
głownie na piwnicznej scence Teatru Zależnego w Krakowie, a także winnych
miastach w Polsce. Pokazaliśmy go również kilkakrotnie w Lyonie (gdzie Olgę
Przeklasę, która nie mogła - z przyczyn od siebie i od nas niezależnych -
przyjechać do Francji zastąpiła Anna Lenczewska). Reportaż z tego wydarzenia, zrealizowany
przez naszego francuskiego partnera, festiwal "Printemps d'Europe"
można zobaczyć tutaj.
Ukoronowaniem projektu było zaproszenie z Muzeum Śląskiego w
Katowicach (inicjatorem zaproszenia i kuratorem projektu była Dagmara Stanosz),
aby zagrać spektakl "Cyrki i ceremonie" na festiwalu
"Teatralium" poświęconym związkom teatru i sztuk plastycznych. Pokazaliśmy
go w hali maszyn dawnej kopani "Katowice". Udało nam się wkomponować
spektakl w tę przestrzeń w sposób jak najbardziej naturalny, nie naruszając jej
integralności, wykorzystując światło letniego wieczoru wpadające przez pokryte
warstwą węglowego pyły okna.
Wiesław Hołdys
Zdjęcia ze spektaklu autorstwa
Sylwii Domin można zobaczyć tutaj.
Zdjęcia z pokazu w kopalni
"Katowice" można zobaczyć tutaj.
Zdjęcia ze spektaklu autorstwa
Wiesława Hołdysa można zobaczyć tutaj .
Cytat z wypowiedzi
Tadeusza Kantora za: Krzysztof Miklaszewski, Miedzy śmietnikiem a wiecznością,
Warszawa 2007, PIW, s. 77
Cytowany wiersz
Tadeusza Różewicza pochodzi z tomiku "Regio" (1969) - Robertowi
Konatowiczowi, Pawłowi Topolskiemu dziękuję za podpowiedź, cytat z Wisławy
Szymborskiej z "Lektur nadobowiązkowych"
Zrealizowano w ramach programu stypendialnego Ministra
Kultury i Dziedzictwa Narodowego – Kultura w sieci
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz